Mówiąc inaczej Paulina Mikuła 7,2
ocenił(a) na 416 godz. temu Ufff…. Dobrze, że to nie jest długa książka, bo ryzyko niedotrwania do końca było spore. Dzięki wersji audio udało mi się jakoś przetrwać. Przyznaję się, że w liceum językowym orłem nie byłem. Wręcz przeciwnie. Nadal mi bardzo dużo do niego brakuje. Stąd zapewne chętnie sięgam po różne popularne książki krzewiące w przystępny sposób wiedzę o języku. Ale PESEL robi swoje. Wolę zdecydowanie bardziej Miodka, Bralczyka i im podobnych. Nie pierwszy to raz przekonuję się, że coś co jest odpowiednie w telewizji, w różnych vlogach, blogach i tym podobnych, nie koniecznie jest udane w formie książkowej. I tu mamy taki właśnie przykład. Jeśli ktoś oczekuje solidnej wiedzy o meandrach naszego języka podanych w przystępny sposób, mocno się zawiedzie.
Autorka więcej pisze o sobie (dość banalna autoreklama),niż o języku. Początek nawet zachęcający, ale… w większości teksty o tym, co w czasach mojego liceum było wałkowane na co dzień (no, może z wyjątkiem tematu wulgaryzmów) i chyba nikt popełniający tak kardynalne błędy, o jakich pisze autorka, nie dotrwał by za moich czasów do matury. Czyżby poziom nauki języka polskiego w ciągu tych ostatnich 40 lat tak poleciał na łeb? Wygląda na to, że tak.
To, co w książce ubawiło mnie najbardziej to fakt, że z jednej strony autorka pisze o coraz częściej spotykanej przypadłości polegającej na czytaniu bez zrozumienia, z drugiej strony zaś – tak mi się wydaje – sama dała się wkręcić w maliny na swoim youtubowym kanale. Otóż w jednym rozdziale opisuje przypadki złego użycia lub wręcz przekręcenia związków frazeologicznych. Frazeologizmy to bardzo fajny temat, zwłaszcza jeśli ktoś potrafi coś powiedzieć o ich pochodzeniu. Na swoim internetowym kanale autorka poprosiła widzów (pewnie należało by powiedzieć: followersów),żeby napisali jej, z jakimi innymi błędnie użytymi frazeologizmami oni się spotkali. No i posypało się. Wyraźnie autorka nie wyczuła, że wiele z tych przykładów to nie są żadne błędy czy pomyłki, ale… zabawy językowe i celowe zniekształcenia dla wywołania uśmiechu. Niech tu za przykład posłuży moja ulubiona zbitka dwóch przysłów, że na pochyłe drzewo to i Salomon nie naleje. Znam to od wielu, wielu lat. Takie zabawy językowe to dobra rozrywka miedzy ludźmi, którzy mają względnie wyrobione pojęcie językowe i owym językiem się bawią. Większość podanych przez autorkę przykładów to właśnie takie zabawy a nie nieświadomie popełniane przez kogoś błędy.
Z czystym sumieniem można sobie darować.